środa, 2 lipca 2014

Producenci żywności boją się smartfonu z oryginalnym programem

Ze strony : http://wyborcza.pl/

Organizacja producentów żywności żąda wycofania z rynku programu na smartfony, który informuje klientów o szkodliwości dodatków w jedzeniu.

fot: Macexpress.info

Aplikacja nazywa się e-food i służy do sprawdzania, jakie potencjalnie szkodliwe dodatki producenci pakują do żywności i - co najbardziej kontrowersyjne - podpowiada, czy dany produkt warto kupić. E-food dzieli dodatki do żywności na: pożyteczne, raczej obojętne, podejrzane, szkodliwe oraz mocno szkodliwe. Jeśli coś uzna za szkodliwe, program radzi: odstaw ten produkt.
Smartfon z darmową aplikacją zabieramy do sklepu, a następnie po prostu skanujemy kod kreskowy produktu. Testujemy, jak to działa, skanując paczkę moreli.
Na ekranie pojawia się informacja, że chodzi o: "Kresto morele suszone", produkt zawiera: suszone morele, olej roślinny oraz E220, czyli "bezwodnik kwasu siarkowego, dwutlenek siarki". Po dotknięciu palcem symbolu E220 wyskakuje informacja, że to "konserwant pozyskiwany syntetycznie przy spalaniu siarki, może powodować objawy astmatyczne, skurcze, zwężenie oraz zapalenie oskrzeli, obniżać ciśnienie krwi, powoduje straty witamin A, B1 i kwasu foliowego". Brzmi mocno. Na górze ekranu pojawia się napis: "Szkodliwy - lepiej nie bierz".
Związki siarki (E220-E228) dodawane są m.in. jako środki bielące do mąki, konserwanty owoców i wyrobów ziemniaczanych. Chronią przed utlenianiem, rozwojem bakterii i pleśni. Wszystkie są rozkładane w wątrobie i wydalane wraz z moczem. Tego w aplikacji nie przeczytamy.
To już popularna aplikacja
Program pobrało już 35 tys. osób. - Polska Federacja Producentów Żywności żąda od nas natychmiastowego usunięcia aplikacji - twierdzi współautor projektu e-food Marcin Dybicki. PFPŻ to największa branżowa organizacja sektora spożywczego. Należą do niej m.in. Danone, Nestlé, Unilever, Maspex i stowarzyszenia branżowe, jak Związek Polskich Przetwórców Mleka czy Związek Polskie Mięso.
Federacja twierdzi, że w aplikacji są „rażące nieprawidłowości”, bo dane tam umieszczone „zostały opracowane w dużej części bez zachowania należytej staranności, obiektywności i wiarygodności źródeł informacji. (...) m.in. nieprawidłowe wskazanie producenta, błędy dotyczące składników produktów (np. zamiast składnika » zielony groszek” w aplikacji pojawia się » zielony proszek «, co stawia produkt w negatywnym świetle). Nagminne jest również wymienianie w składzie produktów składników, które faktycznie w nim nie występują”.
Jak tłumaczy nam Andrzej Gantner, dyrektor generalny PFPŻ, powoduje to "nieuzasadnione poczucie zagrożenia poprzez podważenie wiarygodności systemu bezpieczeństwa i urzędowej kontroli żywności w Polsce".
Ultimatum PFPŻ zdaniem Dybickiego jest proste: aplikacja może powrócić na rynek, jeśli wycofają z niej swoje subiektywne oceny produktów. Nie mogą ich przede wszystkim negatywnie oceniać ze względu na zawartość substancji E.
Gantner przypomina, że wszystkie produkty występujące w aplikacji są legalnie dopuszczone do obrotu w kraju. Wreszcie aplikacja wpływa na podejmowane decyzje konsumenckie i narusza dobre imię producentów żywności w niej wymienionych. To z kolei jego zdaniem łamie ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
E220 jest dobre?
A szkodliwe dodatki w jedzeniu? Organizacja twierdzi, że opisane w aplikacji negatywne działania mogłyby, owszem, wystąpić, ale tylko w przypadku spożycia gigantycznych ilości poszczególnych substancji. Ich zdaniem w praktyce nie jest to możliwe. Zgodnie z przepisami dawki dodatków do żywności zastosowane w produktach spożywczych są minimalne (na ogół znacznie poniżej 1 proc. w składzie produktu).
Wnioski? Autorzy programu według Gantnera wpierw powinni skonsultować swoją bazę z naukowcami i praktykami, opierając się na sprawdzonych dowodach naukowych, a dopiero później wypuszczać coś podobnego na rynek. - Tym samym albo będziemy działać wg zasad ustalonych przez producentów, albo mamy zniknąć - komentuje Dybicki. I przekonuje, że chcą uczulić ludzi, by uważali na to, co jedzą.
Ostrzeżenia dla konsumentów są zaś jak najbardziej wskazane, bo producenci jedzenia nie piszą, jaka dokładnie jest zawartość dodatków w jedzeniu, a co za tym idzie - nie można ustalić, czy przypadkiem nie została przekroczona dzienna norma ich spożycia. A nie piszą, bo pisać nie muszą.
Dybicki odpiera zarzuty, twierdząc, że są gotowi błędy poprawiać, niech tylko PFPŻ wskaże, o jakie konkretnie chodzi. To w końcu tylko aplikacja, która jest w trakcie dopracowywania, a technologia też na samym początku bywa zawodna.
Aplikacji ich firma nie zamierza usuwać. Pat?
- W wyniku zaistniałej sytuacji PFPŻ ZP rozważa podjęcie wszelkich możliwych kroków mających na celu ochronę konsumentów przed wprowadzającymi ich w błąd informacjami dystrybuowanymi przez firmę Birds of Fire Bogumił Jankiewicz za pomocą aplikacji e-food - twierdzi Gantner.
Smartfon - broń konsumenta
Komórką można płacić, kupować, zbierać punkty w programach lojalnościowych, można też porównywać, nie tylko ceny, ale i produkty. Dzięki smartfonowi moc konsumenta w starciu z marketingiem potężnych sieci handlowych i producentów rośnie.
Używając w przypadku win aplikacji takich jak Snooth Wine Pro czy rodzima dotrzechdych.pl (skupia się głównie na tanich winach z dyskontów do 30 zł).
Ceny można z kolei porównać, używając np. aplikacji Ceneo - obejmuje 8 mln produktów z polskich sklepów, można od razu sprawdzić, czy nie będzie taniej kupić coś w sklepie internetowym.
Zasada działania jest tu prosta: skanuje się kod kreskowy w sklepie albo w przypadku niektórych programów etykietę. Oczywiście aplikacje są mniej albo bardziej dopracowane, ale w miarę upływu czasu coraz doskonalsze.
Zarówno sklepom, jak i producentom nie zawsze się to podoba. Jeśli ktoś wyjmie w sklepie komórkę, aby zeskanować kod kreskowy, może zostać np. upomniany, że na terenie obiektu zakazane jest robienie zdjęć.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,16254216,Producenci_zywnosci_boja_sie_smartfonu_z_oryginalnym.html#ixzz36JqwBugo




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

HM