Jesteś czekoladoholikiem? Sprawdź co jesz. Chwilami jest dramat!

Ze strony : http://www.slowdaylong.pl/ 

Im częściej czytam etykiety, tym więcej produktów spożywczych znika z naszej listy zakupowej. Im zdrowiej jemy, tym bardziej odzwyczajam się od sztucznego smaku, a wręcz zaczyna mi on przeszkadzać. Najpierw przestały mi smakować chipsy, ale to w sumie dobrze. Gorzej, że pewnego dnia stwierdziłam, że nie smakują mi moje ulubione do tej pory czekolady. 

W czym problem? Otóż w tym, że jestem strasznym czekoladożercą. Okropnym wręcz. Dla mnie deser = czekolada. A deser musi być po każdym niesłodkim posiłku. Zwykle zjadam parę „kostek” w ciągu dnia. Są jednak takie dni w miesiącu, kiedy pochłaniam na raz całą tabliczkę. Usłyszałam kiedyś od pewnej dietetyczki, że mam problem z przybraniem na wadze, bo jem za dużo czekolady. Czy możliwe, żeby to była prawda?

Wracając do tematu… Wyobraźcie sobie, jak okropnie się czułam, kiedy mając ogromną ochotę na kawałek czekolady, brałam taką, którą wcześniej naprawdę lubiłam, a ona okazywała się… niesmaczna. Musiałam coś z tym robić.

Zaczęłam od sprawdzenia, co ma w składzie. Wydał mi się za bardzo „E”, „glukozowo-fruktozowy” itp., więc postanowiłam poczytać trochę, jak właściwie powinno być. Zupełnie mnie nie zaskoczył fakt, że najzdrowsza jest czekolada gorzka, a zupełnie bezwartościowa i tucząca, czekolada biała. Koszmarne są czekolady nadziewane. Często nawet te dobre są wtedy nafaszerowane strasznym świństwem. Ja jestem fanką czekolady mlecznej, a Wy?

Nie chcę Was zamęczać dokładnymi opisami rodzajów czekolady, a jest ich kilka. Podsunę Wam po prostu krótką ściągawkę – listę składników, które są ok i listę tych, których lepiej unikać, gdyż są zwyczajnie tańszymi zamiennikami tych właściwych składników. Oczywiście niezbyt zdrowymi. Warto też zwracać uwagę  na kolejność składników wymienionych na opakowaniu. Pamiętajcie, że zawsze wymienia się je od tego, którego jest najwięcej, do tego, którego jest najmniej. 30% kakao to absolutne minimum w czekoladzie mlecznej. W gorzkiej dobrze, żeby było go co najmniej 50-60%. No i niech was nie przeraża cukier w czekoladzie mlecznej. On tam ma być, w dużych ilościach. To, czy to zdrowe tyle go jeść, to kwestia na zupełnie inne rozważania. Czekolada mleczna z założenia ma być słodka, i już.

TO POWINNA ZAWIERAĆ CZEKOLADA:

• ziarno kakao
• proszek kakaowy
• miazga kakaowa
• masło kakaowe
• cukier / cukier trzcinowy
• mleko / mleko w proszku

TEGO CZEKOLADA NIE POWINNA ZAWIERAĆ:

• tłuszcze roślinne (inne niż kakaowy)
• lecytyna sojowa
• syrop glukozowo-fruktorowy
• E 476
• orzechy (no chyba że jest to czekolada z orzechami lub orzechowym nadzieniem, ale w innych przypadkach nie powinno ich być)
• polirycynooleinian poliglicerolu

Moje wątpliwości budziła lecytyna słonecznikowa. Z jednej strony jest ona tańszym zamiennikiem dla masła kakaowego, ale z drugiej, jest lepsza od sojowej. Dlaczego? Jest wolna od GMO i alergenów. Czyli chyba ani szkodzi ani pomaga. Po prostu jest tańsza. Postanowiłam ją zaakceptować, ale być może niesłusznie.

Kiedy już dowiedziałam się, czego szukać, wyruszyliśmy na łowy. Z aparatem fotograficznym oczywiście. Mamy tu pełen przekrój – od najtańszych czekolad dyskontowych, przez popularne marki ze średniej półki, czekolady „BIO”, aż po drogie tabliczki z eleganckich delikatesów. Odwiedziliśmy różne sklepy: Społem, Biedronkę, Lidla, Netto, Rossmanna, stoisko ze zdrową żywnością w Tęczy, elegancką herbaciarnię w Galerii Dominikańskiej i EPI Market – najlepsze delikatesy we Wrocławiu. Co znaleźliśmy? Zobaczcie.

Na pierwszy ognień wyroby skierowane stricte do dzieci – czyli produkty marki Kinder od Ferrero. Czy cokolwiek bardziej kojarzy się ze słodkim dzieciństwem niż Mleczna Kanapka, Kinder Czekolada, czy Kinder Schoko Bonbons? Niestety, ich skład to prawdziwa masakra. Do tej samej grupy odbiorców skierowana jest czekolada z drażami Alpini z Biedronki. W składzie więcej „E” i sztucznych barwników niż kakao. Jest na niej taki znaczek „Gwarancja Jakości”. Pytanie moje brzmi: GWARANCJA JAKIEJ JAKOŚCI?

Teraz przejdźmy do innych koszmarków, czyli wyrobów czekoladopodobnych i czekolad nadziewanych. O ile te pierwsze występują jedynie jako marki własne w niektórych marketach i dyskontach, to te drugie można kupić wszędzie, gdyż ma je w swojej ofercie każda wiodąca marka, również te droższe. I tak jak wyroby czekoladopodobne są tanie, co poniekąd tłumaczy niską jakość, tak już czekolada nadziewana Lindt z podłym nadzieniem może kosztować nawet 12-13 zł.

To, że nadzienia w czekoladach mają w składzie mnóstwo chemii i konserwantów, nie jest jakieś super zaskakujące. Dużo dodatków, duże pole dla wyobraźni i większa trudność w poskładaniu tego do kupy tak, żeby się nie rozleciało. W przypadku czekolad gorzkich (ciemnych), mlecznych i białych, ewentualnie z całymi dodatkami w postaci orzechów czy owoców, chodzi już tylko o obniżenie kosztów produkcji. A widać, że producenci mają na to duże parcie. Bez względu na to, czy sprzedają swoją czekoladę za 1,5 czy za 7 zł. Niestety, ludzie działają na zasadzie skrótów myślowych. Jeśli produkt znajduje się w eleganckim sklepie, ma wysoką cenę i ładne opakowanie, to już nie patrzymy na skład. Zakładamy, ze jest dobry. A wcale nie musi tak być.

CZEKOLADY Z ROSSMANNA 

Dużo kakao, ale niestety ta lecytyna. Alergicy niestety nie mają co jej kupować. Śladowe ilości orzechów, gluten i jaja całkowicie ją eliminują. A poza tym czekolada z Rossmanna sama w sobie jest dosyć smaczna.

CZEKOLADY Z BIEDRONKI

Zobaczcie na ich skład. Niestety, delikatnie mówiąc, nie jest najlepszy.

CZEKOLADY Z LIDLA

Tu podobnie jak w Biedronce. Lecytyna sojowa rządzi w praktycznie każdej czekoladzie.

CZEKOLADY Z TESCO

Jak wyżej. Niestety, mimo szczerych chęci, nie znaleźliśmy w Tesco żadnej czekolady o porządnym składzie.

CZEKOLADY Z NETTO

Jak na porządny dyskont przystało, Netto raczy nas czekoladą z mnóstwem dodatków. Kup czekoladę, dostaniesz je wszystkie za free.

CZEKOLADY MARKOWE

Jeśli chodzi o skład czekolad markowych, tu niestety też nie jest różowo. Nie ważne, czy tania, czy droga, czy bardziej, czy mniej reklamowana. Skład bardzo podobny, czytaj nie najlepszy. Żeby nie powiedzieć słaby.

Przy ostatnich dwóch czekoladach powyżej zwróćcie uwagę na fakt, że napisany po polsku skład jest bez zarzutu. Gorzej się robi, jak spojrzymy na opis w języku niemieckim. Czy niedokładne tłumaczenie etykiet jest dozwolone? To tak przy okazji.

Niestety, nie tylko konwencjonalne produkty kryją w sobie różne niestosowne niespodzianki. Nawet czekolady opatrzone etykietką BIO, czy FAIR TRADE mimo użycia dobrej jakości składników, mogą też zawierać  takie, które niekoniecznie powinny się znajdować w dobrej czekoladzie. Moje wątpliwości wzbudził też skład czekolady dla osób na diecie Montignac.

Kilka czekolad, które znalazłam w różnych sklepach miało taki skład, że nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić, czy jest w porządku, czy lepiej ich nie kupować. Listę otwiera czekolada z Lidla, która ma w składzie tyle nabiału, ze sama już nie wiem, co o tym myśleć. Wydaje się, że szkodliwa raczej nie będzie, a jej niewątpliwą zaletą jest cena. W tym samym sklepie dostaniemy elegancko zapakowane ciemne czekolady. I o ile ta bez dodatków ma fajny skład, to już przy „malinach”, czy „pomarańczy” radziłabym uważać.

Do czekolady Lindt o naprawdę dobrym składzie zraził mnie dopisek, że może zawierać śladowe ilości… Mi to nie przeszkadza, ale osoba uczulona na orzechy, nabiał lub soję powinna mieć się na baczności.

Ze znakomitych czekolad znana jest polska marka Manufaktura Czekolady. I rzeczywiście, skład ich oryginalnych produktów jest naprawdę rewelacyjny. Do ich sklepu internetowego można śmiało wchodzić i zamawiać.  Niestety, robią też pod swoją marką czekolady dla sklepów Five’o'clock. I tam już pojawiają się syntetyczne aromaty. Szkoda. Na szczęście w internecie jest spory wybór i coś czuję, że zostanę stałą klientką.

Na sam koniec zostawiłam jedyne znalezione w odwiedzanych przez nas sklepach czekolady, które naszym zdaniem można kupować w ciemno. We Wrocławiu są dostępne na przykład na stoisku ze zdrową żywnością w Tęczy oraz w EPI Markecie. Nie są najtańsze, nie są też najdroższe. Wydaje mi się, że warto powściągnąć trochę swoje żądze, zainwestować 10-11 zł w tabliczkę czekolady i zjeść jej mniej, ale lepszej. Oczywiście ostateczny wybór należy do każdego z nas.

PODSUMOWANIE : 
Artykuł zaciekawił mnie na tyle, żeby zapożyczyć go ze strony Slowdaylong. Nie zgadzam się z autorką jedynie w odniesieniu do lecytyny sojowej.